Tam, gdzie jedni przeżyli życiową tragedię i zginęli ludzie, inni robią sobie turystyczne wycieczki. Zapotrzebowanie na odwiedzanie takich miejsc rośnie, dark tourism staje się coraz popularniejszy
Mroczna turystyka z dreszczykiem
Wybuchła bomba, rozbił się samolot pasażerski, kataklizm pochłonął tysiące ofiar, albo toczą się działania wojenne. Lubiący adrenalinę na miejsce kolejnej wycieczki wybierają nie spokojne, znane z walorów turystycznych miejsca, ale destynacje z dreszczykiem. Mroczna turystyka z każdym rokiem zyskuje rzesze kolejnych amatorów, chcących znaleźć się w miejscach, które pokazywały serwisy informacyjne, z napisem: Headline news – z ostatniej chwili.
Co innego przyjazdy do miejsc, w których tragedie wydarzyły się w dalekiej przeszłości. Wulkan pochłonął wiele ofiar, znana krwawa bitwa średniowiecza czy starożytności. Są wycieczki na cmentarze, gdzie pochowano znane osoby (np. cmentarz Pere-Lachaise w Paryżu), w miejsca zgładzenia znanej (obecnie już historycznej) postaci, do miejsca (prawdopodobnej) śmieci Chrystusa na krzyżu.
Przywykliśmy też do tego, że wycieczki organizowane są do miejsc kaźni znanych z II wojny światowej, do obozów koncentracyjnych (np. Oświęcim), do muzeum w Hiroshimie, upamiętniającym ofiary bomby atomowej. Teraz przyszła pora na turystyczne wizyty we współczesnych miejscach tragedii. Tych, które dobrze znamy z mediów.
Wycieczki do współczesnych miejsc tragedii
Swojego czasu organizowano wycieczki do reaktora w Czernobylu na Ukrainę, gdzie w połowie lat 80-ych wybuchł reaktor atomowy i doszło do skażenia radioaktywnego. Niektórzy specjalnie jeździli do Syrii, aby na początku wojny z uśmiechem na ustach robić selfie obok zniszczonych wybuchami dzielnic i wieżowców. Kilka lat temu nieoficjalne organizowano wycieczki na wschód Ukrainy, gdzie do dziś rozgrywa się konflikt wojenny i giną ludzie. Wśród fakultatywnych atrakcji wycieczki można było „dla zabawy” postrzelać z karabinu lub armaty w kierunku ukraińskich żołnierzy. Bez świadomości, że taka zabawa może kosztować ludzkie życie. Na Dalekim wschodzie odwiedzano plaże, które nawiedziło straszliwe tsunami, zabierające tysiące istnień ludzkich. Turyści odwiedzali Sarajewo, w którym nie tak dawno ginęli ludzie podczas wojny na Bałkanach. Można na własne oczy zobaczyć miejsca ludobójstwa w Kambodży i Rwandzie.
Niektórzy Polacy specjalnie odwiedzali miejsce katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem, podobno nawet przywożąc pamiątki w postaci szczątków samolotu lub innych pozostałości po tragedii.
Dark tourism rośnie w siłę
Jest nawet strona internetowa, na której amatorzy takich „atrakcji” znajdą ponad 800 miejsc w ponad stu krajach świata. Są głosowania na najciekawsze miejsca, przyznawane są gwiazdki. Wiadomo gdzie pojechać, aby poczuć dreszczyk emocji. W głosowaniu doceniono muzeum w Oświęcimiu, przyznając mu najwyższą notę, 10 gwiazdek.
Wokół wielu miejsc powstaje infrastruktura turystyczna – hotele, sklepiki z pamiątkami. Zarabiają przewodnicy, biura turystyczne, przewoźnicy. Ze względów etycznych w wielu osobach budzi to odrazę, ale dark tourism będzie coraz popularniejszy, bo zawsze będą ludzie chcący zobaczyć na własne oczy miejsca ludzkich tragedii. I na pamiątkę zrobić sobie piękne selfie, którym można się od razu pochwalić na portalach społecznościowych.
Dark tourism: (c) Podroze.Turystyka.pl
Zobacz też:
>
>